Było sportowo, teoretycznie i praktycznie
Środek lipca, w różnych rejonach Polski pogoda inna - lecz przeważnie wietrzna i deszczowa. Tymczasem
siedemdziesięcioosobowa grupa młodych ludzi z całego kraju, różnymi środkami transportu zmierza na Mazury
do Nowych Kiejkut, a stamtąd do Kulki. Dlaczego ??
Zapewne chcą przeżyć wiele nowych przygód i poznać ciekawych ludzi. Jest jedna rzecz, która ich łączy -
podstawowe umiejętności gry w brydża (w różnym stopniu zaawansowania).
Pierwszy dzień - pogoda zmienia się na coraz piękniejszą, uczestnicy dojeżdżają, niewielka grupa przybyłych
wcześniej rozkoszując się słońcem rozpoczyna leniwie uprawiać różne sporty. Następuje przydzielenie do pokoi
w domkach, czas przelatuje między palcami. Pierwszy wspólny posiłek. Po południu trwa jeszcze wypakowywanie,
a potem - część obozowiczów zgodnie maszeruje nad jeziorko. Następuje pobieżne zapoznanie z otoczeniem.
W takiej atmosferze szybko minął czas aż do wieczora. A wówczas padła komenda:
Przy rozpalonym ognisku 4BOOM(pi) czas zacząć !! Kilka słów organizacyjnych, przedstawienie kadry i gorące
zaproszenie do świetnej zabawy. Od tego momentu rozpoczyna się sportowa rywalizacja.
Już od 19 lipca trwały zapisy na turnieje w badmintona (singla i debla), siatkówkę plażową, piłkę nożną i
tenisa stołowego. Tu ciekawostka: w drużynach piłkarskich dziewczyny i chłopcy występowali zgodnie obok siebie!
Ale najbardziej popularnym sportem był oczywiście BRYDŻ.
Zajęcia teoretyczne doskonalące technikę odbywały się w dwóch grupach: mniej zaawansowanej i zaawansowanej. Ta
początkująca szkoliła się pod czujnym okiem kierownika obozu - pana Janusza Maliszewskiego. Pan Władysław Izdebski
i pan Jerzy Greś zamiennie prowadzili wykłady dla obydwóch grup zaawansowanych. Pan Izdebski wgłębiał nas w
tajniki licytacji, konwencji i systemów, natomiast pan Greś omawiał przypadki, w których zgłasza się sędziego,
pierwszy wist i grę w obronie.
Jednym z najbardziej niezmiennych punktów w codziennym planie, powśród innych ekscytujących zajęć, był turniej.
Podczas naszego dwutygodniowego pobytu w Kulce odbył się turniej par na maxy (włącznie z zapoznawczym i
zakończeniowym było ich 3), na impy, na podwójne liczenie, teamy B-A-M ( na zapis maksymalny), dwudniowa liga,
teamy na dochodzenie, dwusesyjny turniej na maxy i indywiduel. W tych wszystkich rozgrywkach oprócz uczestników
udział brali także wykładowcy, opiekunowie, goście przybyli ze Szczytna i goście specjalni... Do grona gości
specjalnych należał Zbigniew Zemanowicz, Antoni Zdziernicki, Renata Dancewicz i starosta Szczytna - pan Andrzej
Kijewski.
Jak co roku była prowadzona długa fala. Prawie po każdym turnieju na pierwszym miejscu był ktoś inny. Ostatecznie
wygrał Marcin Majak . Na drugim miejscu uplasował się Kacper Wilczak. Na ostatnim miejscu podium stanął Michał
Kania . Czwartym z kolei został Piotr Kruszewski . Piąte należało do Piotrka Działaka, a szóstym musiał się
zadowolić Michał Wosik, który mimo iż przyjechał 2 dni później, to jeszcze zdołał "dociągnąć" do czołówki.
Pozostałe wyniki można prześledzić tutaj
Na obozie oprócz grających uczestników przebywały także dwa pieski: Dyzio od państwa Izdebskich i Foxi państwa
Wilczak. Gościnnie wraz z właścicielem (pan Zdzienicki) przybyła suczka Yoko. Stałymi bywalcami ośrodka były 4 koty.
Na sali gier podobało się ćmom i innym owadom nocnym, a przy odrobinie szczęścia wieczorem można było spotkać
nietoperze.
Nie mogę zapomnieć o wycieczce ! Z ośrodka wyjechaliśmy dwoma autobusami. Trasa przebiegała przez Świętą Lipkę,
więc zobaczyliśmy Sanktuarium Maryjne. Głównym punktem eskapady był "Wilczy Szaniec" (Wolfsschanze) niedaleko
Kętrzyna - kwatera wojenna Adolfa Hitlera, w której spędził 2,5 roku. Z zainteresowaniem oglądaliśmy szczątki
bunkrów i różnego rodzaju innych obiektów.
Każdy dzień był wyjątkowy i zaopatrzony w nową dawkę emocji. Wieczorową porą mogliśmy potańczyć na dyskotece czy
rozkoszować się smakiem kiełbasek z ogniska, które szybko "otwierały się na świat". Jedną z ogniskowych atrakcji był
przywieziony upieczony prosiak, z którym chętnie się uporaliśmy.
Wśród wielu zabawnych sytuacji wziętych z życia obozowego, większość bezpośrednio wiąże się z turniejami.
Rozpoczynając od porozgrywkowych dyskusji na powietrzu między uczestnikami, po krótkie wymiany zdań na temat
rozdań w trakcie gry.
Jedna miała miejsce w trakcie rozgrywek teamów. Uczestniczyli w niej: moja partnerka - Agnieszka (najlepsza
indywidualistka) i nasz wspólny kolega z klubu - Paweł. Wtedy na sali było niespotykanie cicho. Po rozegranym
rozdaniu Aga stwierdziła, że mogli w obronie wziąć 13 lew, a wzięli tylko 11 z powodu złej zrzutki jeszcze
niewyrobionych lew. Na tę uwagę odpowiedź brzmiała: - "A co ja jestem - wróżka ??" Agnieszka walecznie
potwierdziła jednym głośnym słowem "tak". Na to Paweł ni stąd ni zowąd powiedział: "Jak ja jestem wróżką to
ty będziesz żabą, dopóki cię królewicz nie pocałuje". Najbliższa część sali śledziła tą rozmowę i zaskoczona
podsumowaniem wybuchła śmiechem, a w jej ślad poszła cała sekcja. Zaczerwieniona para rozmówców grała nadal.
Poza tym epizodem, powtarzającym się na każdym turnieju motywem było uciszanie graczy przez pana sędziego.
Jego donośne "Halo!" z biegiem czasu doczekało się długiego echa, natomiast powiedzenia typu "Czy ja pani
przeszkadzam ?" częstego powtarzania przy różnych okazjach.
Najsmutniejszy, choć w 100 procentach przewidywalny, jest zawsze koniec. Trzeba się było pożegnać z obozowymi
przyjaciółmi. Fenomenalne jest to, że nie jest to tak, jak na zwyczajnych koloniach - przeważnie osoby które
poznaliśmy na którymś wcześniejszym BOOMie spotykamy nadal na turniejach, a wspomnienia tych wspólnie spędzonych
wspaniałych chwil pozostają na długie lata...
W ubiegłym roku spotkaliśmy się z bardzo sporą ogólnopolską grupą w Rogowie, obecnie w Kulce, i ciekawa jestem,
jaką niespodziankę zaserwuje nam pan Janusz Maliszewski w 2005 roku. Bo nie mam żadnych wątpliwości, że kolejny obóz
się odbędzie!!!
Izabela Weinhold
Obóz zorganizowano we współpracy z firmami:
|