Brydż i …słoiki pysznego miodu - wspomnienie o Leszku Nowaku
Przed chwilą odebrałem telefon z informacją… Zmarł Leszek Nowak, dla znajomych po prostu Ojo. Mój trener i nauczyciel. Ten, który wraz z Tomkiem Kutkiem wciągnął mnie jako nastolatka w świat brydża sportowego w ramach sekcji stworzonej w Centrum Kultury i Sportu w Skawinie, a potem pchał dalej – namówił na kurs instruktorski, a potem trenerski, widząc we mnie swojego potencjalnego następcę. Tego, który może swoją wiedzę i „skawińską myśl szkoleniową” przekazywać kolejnym pokoleniom młodych adeptów brydża. Potem, jako dalej dość młodą osobę wciągnął mnie do pracy w charakterze działacza sportowego – do Zarządu Małopolskiego Związku Brydża Sportowego, gdy w 2002 roku zostawał jego prezesem, a wreszcie do Miejskiego Towarzystwa Sportowego „Piast”, gdy w 2011 roku powstawał klub, a Leszek znowu stał na jego czele… Chyba, obiektywnie rzecz biorąc, nie było drugiej osoby, której bym tak wiele zawdzięczał… Potem czasem role się odwracały i to ja Leszka wciągałem do współpracy, gdy realizowałem rozmaite projekty, najczęściej te związane z brydżem. A on chętnie te moje oferty współpracy przyjmował, dzielił się swoimi doświadczeniami, widząc, że kontynuuję Jego dzieło, bo chyba tak właśnie tę naszą wieloletnią współpracę trzeba widzieć.
Dość powiedzieć, że w ostatnich latach to właśnie Leszek – a zdałem sobie z tego sprawę, jak to w takich przypadkach bywa, za poźno, bo teraz, gdy pogrążony w smutku piszę te słowa – niezwykle mocno kibicował moim poczynaniom, dzieląc radość z każdego sukcesu. Zupełnie znienacka potrafił zadzwonić i gratulować. Zazwyczaj znał tak dużo szczegółów powodu swoich gratulacji, że sam byłem zaskoczony. Tak było choćby kilka minut po tym jak mój syn Kacper po raz pierwszy stawał na najwyższym stopniu podium mistrzostw Europy. Ale w sumie czy coś takiego powinno mnie zaskakiwać? Przecież jak Leszek za coś się brał, nawet będąc już emerytem, to robił to z pasją i oddaniem! Niezwykle skrupulatnie. Starannie. Mało kto wie, ale do dziś to Leszek wspólnie z Włodkiem Krysztofczykiem, przygotowali chyba najwięcej materiałów szkoleniowych z wykorzystaniem technologii znanych z BBO zapisów pliku „LIN”.
Przez wiele lat z sukcesami Leszek budował brydża w Skawinie. To On zbudował grupę, z której wprawdzie gra (na poziomie) już tylko Wojtek Strzemecki (Boban, kto by się spodziewał, prawda?), Piotrek Mądry (mistrz świata i Europy w kategoriach juniorskich) i jego starszy brat Tomek, Maciek Gruca, mój brat Łukasz i ja sam, który choć na boisku sam nie spełniłem może wszystkich pokładanych przez Leszka nadziei, ale swoją późniejszą pracą z młodzieżą – starałem się jak najlepiej pisać dalszą historię skawińskiego i szerzej: małopolskiego czy ogólnopolskiego, brydża młodzieżowego. W konsekwencji tego, jak wiele dobrego Leszek zrobił tworząc ze Skawiny jedną z potęg brydża juniorskiego, jeździł po różnych częściach świata z reprezentantami kraju różnych kategorii wiekowych i kolekcjonował kolejne medale. A to z juniorami młodszymi, a to z juniorkami, a to z najmłodszymi młodzikami, gdy i ta kategoria wiekowa debiutowała na międzynarodowej arenie. Zawsze był na pudle. I zawsze w cieniu. Nawet na zdjęciach nigdy nie był z przodu, zawsze schowany. Bagatelizował swoją rolę, choć to nikt inny jak Leszek nie dbał tak o wszelkie szczegóły pozabrydżowe na zawodach. Jak się zachowywać, jak prowadzić, jak rozpracować rywala itp. Dziś to się wyda śmieszne, ale pamiętam jak na jednych z pierwszych moich zawodów mistrzowskich, a były to Drużynowe Mistrzostwa Polski Szkół i Okręgów Szkolnych (bodaj 1993 lub 1994 rok), odbywające się w Hotelu Diament w Jastrzębiu Zdrój, biegaliśmy w każdej przerwie między meczami na …łyżkę miodu. Bo Leszek wyczytał, że miód korzystnie wpływa na szare komórki. Czuliśmy się trochę dziwnie, ale uwierzcie – nikt nie pytał! Do windy, do pokoju, łyżka miodu i powrót na salę gry! Pasja do miodu Leszkowi zresztą została. Został pszczelarzem-amatorem. A miód z Jego pasieki smakował zawsze wybornie…
Tak, wiedziałem, że Leszek walczył z ciężką chorobą, ale ostatnie lata były naprawdę dobre. Nie wyglądał na swoje blisko 70 lat. A już na pewno z zachowania nie można byłoby wywnioskować, że Leszek naprawdę w tym roku ten okrągły jubileusz miał świętować. Przecież nie dalej jak 2-3 lata temu będąc na obozie z młodzieżą, grał z nami w siatkówkę w drużynie „kadrowej” i zwłaszcza w roli „sypacza” spisywał się znakomicie. Zresztą Leszek znał się na sporcie i uwielbiał go w każdym wydaniu. No, może z małym wyjątkiem. Piłki nożnej. Ale, o ironio, ten właśnie sport dał nam drugie wspólne życie, gdy powstało Miejskie Towarzystwo Sportowe „Piast”, powołane przez samorządowe władze Skawiny. Tam głównie zajmowaliśmy się piłką nożną. Choć, jak to u Leszka, nie mogliśmy pozwolić, by był to po prostu kolejny klub piłkarski! Szybko wskrzesiliśmy piłkę ręczną, co było dla Leszka – byłego szczypiornisty – wręcz „musikiem”. Połączyliśmy siły z Centrum Kultury i Sportu w Skawinie, gdzie Leszek był wcześniej (i później) zastępcą dyrektora, i utworzyliśmy sekcję brydża, przejmując grupę „półzawodową”, czyli drużynę pierwszoligową. Leszku, to dzięki Tobie Piast Skawina przed miesiącem awansował po raz pierwszy w historii do ekstraklasy. To dzięki stworzonym przez Ciebie podwalinom oraz zaszczepieniem we mnie pasji do brydża – mogliśmy przed paroma tygodniami cieszyć się z tego, że po raz pierwszy w historii skawińskiego sportu jakakolwiek drużyna z naszego miasta awansowała do najwyższej klasy rozgrywkowej.
Za kilka dni miałeś z nami znowu zagrać „O Uśmiech Patryka”… Dziękuję za te wszystkie wspólne lata, za każde miłe słowo i każdą cenną podpowiedź. Za to, jak wiele dróg mi wskazałeś, i ile drzwi przede mną otworzyłeś. I za te wszystkie słoiki pysznego miodu.
Marcin Kuflowski
Leszek (pierwszy z prawej) z reprezentacją Polski młodzików przed zdobyciem tytułu Drużynowego Mistrza Świata w Stambule w 2014 roku